Otworzyłam powoli oczy i zeszłam z kanapy, na której wczoraj zasnęłyśmy. Doczołgałam się do telefonu przy drzwiach i przyłożyłam słuchawkę do ucha, wcześniej nie patrząc kto dzwoni. Co mój telefon robił przy drzwiach?!
- Halo? - powiedziałam zaspanym głosem.
- Ktoś wczoraj imprezował, czy mi się tylko wydaję? - usłyszałam śmiejącego się Marco.
- Ohh, zamknij się Marco! - powiedziałam, ale gdy usłyszałam jego śmiech dodałam - Oglądałam przez całą noc filmy.. - powiedziałam. - I wstałam przed chwilą. - dodałam szybko.
- Ojej, biedaczko, czyżbym to ja Cię obudził? - zapytał cały czas śmiejąc się piłkarz.
- Nie, twój sobowtór. - powiedziałam uśmiechając się lekko.
- No dobra, ja tu dzwonię w innej sprawie, bo wczoraj chciałaś mi coś ważnego powiedzieć i miałaś zadzwonić, a telefonu się nie doczekałem, a teraz ja mam do Ciebie ważną sprawę. - powiedział poważnie Marco. Otworzyłam szerzej oczy, analizując jego wypowiedź.
- Ahh, tak. Zapomniałam. - powiedziałam po chwili ciszy, gdy dotarły do mnie wszystkie informacje.
- No domyśliłem się. To co słuchasz mnie? - zapytał Reus.
- Wal. - odpowiedziałam.
- Znaczy wiesz, wolałbym być mniej brutalny i tylko Ci powiedzieć.. Nie chcę Cię bić. - powiedział piłkarz i usłyszałam jego śmiech.
- Jezu. - powiedziałam wywracając oczami.
- Nie tylko Marco. - powiedział chłopak.
- Dobra, mów. - powiedziałam szybko.
- Jesteś teraz w Nowym Jorku, no nie? - zapytał.
- Z tego co pamiętam to tak.. - powiedziałam. - Chyba, że ktoś w nocy mnie przewiózł. - dodałam po chwili.
- A kupiłabyś coś dla mnie? - zapytał Marco i mogłam sobie wyobrazić, ze robi minę 'ala kot ze Shreka.
- Co byś chciał mój najwspanialszy piłkarzu? - zapytałam poważnym tonem, powstrzymując się od śmiechu. Taa, mój Marco najwspanialszym piłkarzem..
- Emm, bo wiesz to trochę głupie.. - zaczął jąkać się Marco.
- No co chcesz? - zapytałam przypominając sobie, co ja wczoraj robiłam, że ten telefon leżał pod drzwiami.
- No.. No.. bo.. no bo ten.. - zaczął jąkać się Marco.
Co?! STOP! Marco się jąka? Coś jest nie tak..!
- Bo, ja.. Ja chciałbym.. - ciągnął dalej Marco cały czas się jąkając.
- Marco? Nie mam całego dnia na to, żeby Cię słuchać.. - powiedziałam powstrzymując śmiech.
- No bo kurcze, pamiętasz jak spotkaliśmy się na koncercie Justina? - zapytał Marco poważnym głosem.
- No tak, ale stop. Co Bieber ma do zakupów w Nowym Jorku? - zapytałam zbita z tropu.
- No i ja wtedy Ci powiedziałem, że siostra chciała posłuchać Biebera i ją tu zabrałem, no nie? - zapytał.
Czy ja jeszcze śnie, czy Marco zszedł z tematu?
- No tak, ale jaki ma to związek z tymi zakupami w Nowym Jorku? - pytałam nadal nie wiedząc o co chodzi.
- No to ja nie byłem tam tylko z moją siostrą. Melanie była tylko przygrywką, znaczy ona słucha Biebera, ale nie szaleje jakoś na jego punkcie. Pojechała tam ze mną.. No bo ja lubię Justina. - powiedział Marco, a ja zaczęłam wszystko analizować.
- Stop, chyba nie ogarniam.. - powiedziałam kładąc się na podłodze.
- Lubię Biebera, można powiedzieć, że jestem Boy Belieberem. - powiedział szybko Marco.
- No i co w związku z tym? - zapytałam nie ogarniając o co chodzi temu Reusowi.
- Nie śmiejesz się?
- Też słucham Biebera jełopie.
- Ahh, no tak zapomniałem głupku.
- A więc czego chcesz.. - zapytałam. - dupku? - dodałam po chwili śmiejąc się.
Taak, zawsze lubiłam się droczyć i przedrzeźniać z Marco.
- Chce bokserki.. debilu.
- Że co?! - wykrzyczałam, wstając na równe nogi.
- No chce, żebyś kupiła mi bokserki. - powiedział poważnie Marco.
- A jaki ma to związek z Bieberem? - zapytałam, aby zmienić temat.
- Żaden. - odpowiedział chłopak, chciałam już coś powiedzieć, ale nie dał mi dojść do głosu. - To co kupisz?
- To ma być ten najwspanialszy zakup? - zapytałam nie dowierzając.
- No tak. Takie fajne są w Nowym Jorku, ostatnio oglądałem, w takim jednym sklepie, a nie wiem, kiedy ja będę w Nowym Jorku, a Ty teraz tam jesteś, więc wiesz.. - mówił cały czas Marco.
- Marco.. Serio? Mam iść do jakiegoś sklepu i kupić Ci bokserki? - zapytałam śmiejąc się.
- No tak. Proszę Cię bardzo! Tak najmocniej na świecie! Ucałuje Cię tak mocno, gdy mi je dasz! - zaczął krzyczeć do słuchawki.
- Dobra, dobra, ale ja wybieram. - powiedziałam śmiejąc się.
- Dobra! Kocham Cię! - wykrzyczał i rozłączył się.
Zaczęłam śmiać się i poszłam do pokoju, aby się przebrać. Ubrałam się i weszłam do pokoju, w którym leżała jeszcze Ola. No tak biedaczka jeszcze nie wstała. Podeszłam do niej i nachyliłam się.
- Grubasie najgrubszy! Mamy gościa! Wstawaj! JUUUŻ! - wykrzyczałam jej prosto do ucha.
Alexii spadła z łóżka, ale szybko stanęła na proste nogi i popatrzyła na mnie krzywym wzrokiem.
- Czego chcesz? Spałam! - powiedziała z wyrzutem.
- Widziałam, że spałaś, ale idziemy do sklepu. - powiedziałam uśmiechając się.
- Jakiego znów sklepu? - zapytała zdziwiona.
- Z bokserkami. - powiedziałam wyciągając z kieszeni swój telefon, który wibrował. Wiadomość od Marco. Oo, kochany wysłał mi adres, gdzie mam iść. Uśmiechnęłam się do ekranu i schowałam urządzenie znowu do kieszeni.
- Że do jakiego? - zapytała zdziwiona dziewczyna.
- Marco do mnie dzwonił i chciał, żebym kupiła mu bokserki, no i się zgodziłam, bo to my możemy mu je wybrać, a no wiesz.. Można się trochę potem pośmiać z Marco, jak kupimy mu jakieś śmieszne, a on nie będzie wiedział o co chodzi.. - powiedziałam śmiejąc się.
- Chcesz mu kupić bokserki z napisem po polsku i wcisnąć kit, że tam co innego jest napisane? - zapytała Ola analizując wszystko.
- Dokładnie! - powiedziałam.
- Aż zechciało mi się przybić z tobą piątkę, ale ze względu na to, że mnie obudziłaś to zrezygnuje z tego. - powiedziała dziewczyna i weszła do łazienki. Ohh, dzięki Ola, dzięki.
***
-No, ale to nie ten sklep. - powiedziałam do Alexii pokazując na sklep, do którego chciała wejść.
- Ale tutaj są fajne bokserki! Sama popatrz na te bilbordy! - krzyczała Ola tupiąc nogami.
- Olka! Głupi grubasie! Nie bawimy się tak! To ja kupuje mu te cholerne bokserki, a więc to ja wybieram gdzie idziemy! Na dodatek, to są jego bokserki i wie, w jakim sklepie są wygodne, a w którym nie i poprosił, abym poszła do tego sklepu! - powiedziałam pokazując na budynek, który był cztery sklepy dalej.
- To już tam? - zapytała zdziwiona dziewczyna.
- No tak. - odpowiedziałam.
- No to na co jeszcze czekasz? Czemu Cię tam jeszcze nie ma? - zapytała Alexii, gdy była już przy drzwiach odpowiedniego sklepu.
Po chwili i ja weszłam do środka. Wszędzie - dosłownie- wszędzie były bokserki. Kurcze, chyba tak jest w sklepach z bokserkami, no nie? Ale sorry, ja nie chodzę do sklepów z bokserkami!
Zaczęłam przechodzić miedzy półkami, wieszakami, przebieralniami.. I że ja mam tutaj znaleźć odpowiednie bokserki? Na samo wyobrażenie siebie grzebiącej na półkach zrobiło mi się niedobrze.
- Matko! Luiza mam! - usłyszałam krzyk Oli, dobiegający z drugiej strony budynku. Serio Ola? Serio?
Podeszłam do niej spokojnie, a ona rzuciła we mnie dwoma opakowaniami, w których zapewne były bokserki. Zaczęłam oglądać pierwsze.
- Szczerze mówiąc to obrazki na tych bokserkach strasznie przypominają Marco. Będą idealne! - powiedziałam śmiejąc się.
Odrzuciłam opakowanie do Oli, a ona skierowała się do kasy. Zaczęła oglądać drugie opakowanie.
- Serio Ola? - powiedziałam śmiejąc się.
Podziwiam ją za to, że w tak krótkim czasie znalazła bokserki z napisem po polsku w sklepie w Nowym Jorku! Dobra jest! Podeszłam z opakowaniem do Oli, która stała w kolejce. Właściwie, to nie była kolejka, bo osoba przed nami właśnie płaciła. Po chwili i my płaciłyśmy, a potem wyszłyśmy.
Zaczęłyśmy chodzić po Nowym Jorku. Jestem tu już trochę czasu, a jednak zawsze coś mnie zachwyci. Zaczęłam rozmawiać z Olą i czego się dowiedziałam? Że w Nowym Jorku mieszka już od 5 lat, a do Polski przyjeżdża tylko nieraz na wakacje i ferie. Okazało się również, że też idzie na ten sam koncert co ja. No to miło zapowiada się zabawa z One Direction!
***
Po długich wędrówkach po Nowym Jorku rozstałam się z Olą i wróciłam do swojego apartamentu w hotelu. Gdy tylko weszłam do domu rzuciłam się na kanapę gotowa zasnąć, ale oczywiście nie może być tak kolorowo! Co się tym razem stało? Co innego, jak nie telefon.. Zaczął dzwonić nie wiadomo po co! Nie patrząc na ekran przesunęłam palcem, aby odebrać.
- Jeżeli jest to naprawdę ważne to mów, jak nie to się rozłącz, bo idę spać. - powiedziałam do słuchawki.
- Aha? - usłyszałam męski głos.
Te trzy litery wystarczyły, abym rozpoznała do kogo należy ten głos.
- Nawet dla mnie nie masz czasu? - usłyszałam znowu.
Mam! Wpadaj do mnie! Tak tęsknie za Tobą!
- Sorki, raczej nie.. - powiedziałam powstrzymując śmiech.
- Mam rozumieć, że nie chcesz ze mną gadać? - usłyszałam poważny ton chłopaka.
- No coś w tym sensie. - powiedziałam śmiejąc się.
- A idź Ty Luiza, nie lubię Cię takiej. - powiedział i zaczął się śmiać.
- Oj Teo, głupolku wiesz, że Cię kocham. - powiedziałam śmiejąc się.
- No domyślam się coś. Ale ja tu dzwonię w innej sprawie. - powiedział znowu poważnie.
- Mam Ci coś kupić, czy co? Wszyscy dzisiaj maja do mnie jakąś sprawę. Matko Święta, ja zaraz zasnę na stojąco, ale oczywiście, ten głupi telefon nie chce się wyłączyć.. - powiedziałam znowu kładąc się na kanapę i zamykając oczy.
- No ale wiesz moja sprawa nie może poczekać. - powiedział Łukasz poważnym i formalnym tonem.
- No to mów szybciej, bo kurde spać mi się chcę! - powiedziałam głośniej, prawie że krzycząc.
- No bo ta sprawa jest taka, żebyś wyszła do recepcji. - usłyszałam i aż zerwałam się z tej kanapy.
- Że co?! - wykrzyczałam.
- Czekam z Robertem w hallu, bo przemiła pani z recepcji nie pozwoliła nam wejść do Ciebie. A i nie sprzątaj, jesteśmy przygotowani na burdel, a więc tylko zejdź po nas. - powiedział Łukasz i rozłączył się.
Że co kurwa?! Że oni już są? W jaki sposób?! Jak?! Dlaczego?!
Szybko rzuciłam się na swoją torebkę i wyjęłam bokserki, które zakupiłam Marco, wrzuciłam do swojej walizki, ale oczywiście musiały wypaść z opakowania. Oj lać na to! Nie będą zaglądali mi do walizek! Szybko zaczęłam ścielić kanapę i wszystkie opakowania, które zostały po mojej i Oli nocy filmowej wrzuciłam do kosza. Popatrzyłam na całe pokój, w którym najczęściej przebywałam. Chyba nie jest tak źle. Założyłam buty i wyszłam z pokoju. Skierowałam się do windy i nacisnęłam guzik, aby przywołać to ,,małe pomieszczenie". Zjadę na dół i co? Przytulę się do nich i powiem, jak to za nimi tęskniłam? Owszem, tęskniłam za nimi, ale nie sądziłam, że przyjadą. Nie sądziłam, że Robert wziął na serio moje słowa. Gdy winda podjechała na moje piętro weszłam do środka i nacisnęłam guzik ,,0". Będę zachowywała się jakby nigdy nic? No, ale przecież ta cała afera to nie jest nic! Dla mnie to znaczyło wiele! Po chwili usłyszałam dźwięk oznajmujący, ze dojechałam na odpowiednie piętro i drzwi się rozsunęły. Wyszłam z windy i zobaczyłam dwóch tak dobrze znanych mi chłopaków, którzy stali tyłem do mnie i rozmawiali zawzięcie o czymś z recepcjonistką. Serce podskoczyło mi do gardła.. Ale przełamałam się i zaczęłam powoli do nich dochodzić, ale oczywiście moje serce nie potrafiło się uspokoić i z każdym moim krokiem biło coraz szybciej.
- Matko! Przecież mówię po raz setny, że znamy się z Luizą i ona nas oczekuje! - krzyknął Łukasz.
- Już, już. Spokojniej. - powiedziałam lekko śmiejąc się.
Łukasz i Robert odwrócili się szybko w moją stronę.
- Luiza.. - wyszeptał Robert.
Uśmiechnęłam się lekko, no bo co miałam powiedzieć? ,,Witaj kochany Robercie, tak cholernie za Tobą tęskniłam!" i po tych słowach rzucić się na niego.
- No widzi pani! Nie chciała nam pani wierzyć, to ma pani te swoje twarde dowody! - zaczął krzyczeć Teo na recepcjonistkę, która spuściła głowę.
- Ej, ej Łukasz. Nie krzycz na nią. - powiedziałam łapiąc go za rękę, aby nią tak nie machał.
- Dlaczego? - zapytał patrząc na mnie i uśmiechając się powoli.
- Bo ja pani kazałam, żeby nie mówiła nikomu, jaki jest numer moich drzwi bez mojej zgody, za co jestem jej bardzo wdzięczna. - powiedziałam uśmiechając się szeroko do recepcjonistki. Taa, niech się cieszy, że jej ratuję dupę! Odwdzięczy mi się jakoś.
- No wiesz co, dzięki. - powiedział Łukasz i spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. - Oj dobra! - krzyknął i przytulił mnie mocno. - Tak bardzo tęskniłem! A najlepsze jest to, że byliśmy w tym samym kraju, a ja myślałem, że wyjechałaś! - powiedział Łukasz dźgając mnie w brzuch.
- Taak, wiem. Potrzebowałam chwili na przemyślenia i wszystkie takie. - powiedziałam odrywając się do niego.
- I co? Do jakiego doszłaś wniosku? - usłyszałam za sobą ten melodyjny głos. Robert.. Był tak bardzo blisko mnie, a ja nie mogłam go przytulić.
- Do wielu. - powiedziałam uśmiechając się do niego tajemniczo oraz puściłam mu oczko.
Robert popatrzył na mnie skupionym wzrokiem, zapewne próbując odczytać jak bardzo się zmieniłam oraz co mam zamiar zrobić.
- No chodźcie. - powiedziałam do piłkarzy pokazując ręką na windę.
Obaj ruszyli w tej samej chwili i już stali razem ze mną w środku ,,małego pomieszczenia". Po chwili dojechaliśmy na moje piętro i ruszyliśmy w stronę mojego pokoju.
- Zapraszam w moje skromne progi w Nowym Jorku. - powiedziałam otwierając drzwi piłkarzom i przepuszczając ich.
Łukasz wszedł szybko oglądając pierwszy pokój, do którego wszedł, lecz Robert zatrzymał się, aby mnie przepuścić w drzwiach. Matko! Jaki on jest kochany! Uśmiechnęłam się do niego słodko i weszłam do środka, a zaraz za mną i Robert, który zamknął drzwi.
A więc witam serdecznie z nowym rozdziałem! Taaak, miał być daaaawno, no ale jak przeczytaliście post, który dodałam wczoraj to mam nadzieję, że jakoś mnie rozumiecie. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że mam teraz spooro nauki! :D
No i przede wszystkim miałam przez jakiś czas brak weny, no i tak rozdział tworzył się tle czasu, no ale ostatnio stwierdziłam ,,NIE MOGĘ ICH ZAWIEŚĆ! NIEKTÓRZY CZEKAJĄ NA NOWY ROZDZIAŁ, A JA DUPY NIE RUSZAM!" no i zaczęłam pisać i pisać, no i powstało coś takiego. :)
Hmm, szczerze mówiąc to nawet podoba mi sie ten rozdział, tylko nie wiedziałam jak go zakończyć, więc jest oto bardzo ciekawe zakończenie, gdzie pojawia się Lewy i Teo! :D
No to chyba na tyle :D
Aaa i najważniejsze. Nie wiem ile osób czyta tego bloga, ale na każdym z postów mam sporo wyświetleń, a więc zrobimy mały szantażyk :D
Dobra to chyba tyle, z takich spraw z tego bloga. :)
Pozdrawiam ♥
P.S. ZAPRASZAM NA SWOJEGO NOWEGO BLOGA Ta chwila jest jedyna! :)
A więc witam serdecznie z nowym rozdziałem! Taaak, miał być daaaawno, no ale jak przeczytaliście post, który dodałam wczoraj to mam nadzieję, że jakoś mnie rozumiecie. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że mam teraz spooro nauki! :D
No i przede wszystkim miałam przez jakiś czas brak weny, no i tak rozdział tworzył się tle czasu, no ale ostatnio stwierdziłam ,,NIE MOGĘ ICH ZAWIEŚĆ! NIEKTÓRZY CZEKAJĄ NA NOWY ROZDZIAŁ, A JA DUPY NIE RUSZAM!" no i zaczęłam pisać i pisać, no i powstało coś takiego. :)
Hmm, szczerze mówiąc to nawet podoba mi sie ten rozdział, tylko nie wiedziałam jak go zakończyć, więc jest oto bardzo ciekawe zakończenie, gdzie pojawia się Lewy i Teo! :D
No to chyba na tyle :D
Aaa i najważniejsze. Nie wiem ile osób czyta tego bloga, ale na każdym z postów mam sporo wyświetleń, a więc zrobimy mały szantażyk :D
20 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ
Oczywiście ja spełnię swoją obietnicę i jak znajdzie się tylko pod tym postem 20 komentarzy, to wstawię nowy rozdział :D No i teraz na temat tych komentarzy. JEDNA OSOBA MOŻE DODAĆ TYLKO JEDEN KOMENTARZ, o co dokładnie chodzi? Czytasz = komentujesz, możesz dodać nawet trzy komentarze, ale tylko jeden jest wliczany w liczbę 20 komentarzy. No i oczywiście MOJE KOMENTARZE SIĘ NIE LICZĄ! :)Dobra to chyba tyle, z takich spraw z tego bloga. :)
Pozdrawiam ♥
P.S. ZAPRASZAM NA SWOJEGO NOWEGO BLOGA Ta chwila jest jedyna! :)