*6 lipca*
Już od rana byłam zdenerwowana, zabiegana i szczęśliwa, co się ostatnio nie zdarzało. Pomimo tego, ze z Polski zabrałam wiele ubrań, to nie wiedziałam co założyć. To jest ten dzień, kiedy poznam swojego idola. Niby bezsensowne, no ale jestem zwykłą nastolatką, która ma kompleksy, marzenia i dużo zajęć. Kompleksy się już zdarzają, marzenia powoli też się spełniają pozostaje tylko dużo zajęć, ale to dopiero we wrześniu. Podeszłam do walizki i na nowo zaczęłam wyrzucać wszystkie ubrania, tworząc jakieś stylizacje, które po chwili znowu leżały w walizce. W pewnym momencie spojrzałam na ekran swojego iPhona i byłam zaskoczona. Była godzina 13:34 a o 16:30 miałam wchodzić na arenę. Szybko zaczęłam patrzeć na ostatnie stylizacje ułożone przeze mnie i w końcu jedną z nich zabrałam do łazienki. Szybko wchodząc do pomieszczenia zamknęłam drzwi i zrzuciłam swoje ubranie następnie ubierając wybrane ciuchy. Byłam zadowolona, że wykąpałam się wcześniej, a teraz tylko zostawało umalowanie się i dojechanie do areny.
Po kilkunastu minutach byłam już gotowa. Wzięłam jeszcze iPhona, oraz flagę Polski i wyszłam z domu. Taksówka wcześniej zamówiona już czekała pod hotelem. Weszłam do środka i od razu zapłaciłam, żeby potem nie zapomnieć. Podałam adres, a samochód ruszył.
Po jakimś czasie byłam już na miejscu. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to tysiące dziewczyn jak i kilkunastu chłopaków stojących w kolejce i przepychających się. Skierowałam się w stronę wejścia, którym wchodziły same osoby z miejscami M&G. Pokazałam ochroniarzowi wejściówkę, a zaraz potem byłam już na arenie, na której było już kilka osób. To przed koncertem miały odbyć się zdjęcia z Justinem, teraz wystarczy tylko na niego poczekać.
- Jesteś z Polski? - usłyszałam niemiecki akcent za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Marco Reusa. Rozszerzyłam oczy, a po chwili zamknęłam je. Wszystko nagle powróciło jak bumerang.
- Tak. Przeszłość dla mnie się nie liczy. Tak w ogóle to nazywam się Luiza Milewska. - powiedziałam podając rękę.
- Serio? Serio Luiza? - zapytał Marco.
- Tak. - powiedziałam lekko uśmiechając się.
- Luiza, proszę Cię. Przyjechałem tutaj ze swoją siostrą, która stwierdziła, że musi być na tym koncercie nawet nie wiem dlaczego i dzięki mojej osobie dostała miejsca M&G, ale nie sądziłem, że Ty tutaj będziesz. Wiesz, że Robert Cię wszędzie szukał? - zapytał uśmiechając się.
- Marco możesz przestać? Chcę zapomnieć o przeszłości, chcę żyć jak zwykła nastolatka, która ma kompleksy, marzenia i pracę! - powiedziałam patrząc na niego wzrokiem z litością.
- Marco! Marco! - usłyszałam nagle krzyk dziewczyny, a po chwili mężczyzna został pociągnięty w stronę, gdzie nagle wszyscy się rzucili.
Czyli to zapewne była jego siostra, a tam wszedł Justin. Skierowałam się w tamtą stronę i ujrzałam jego.. Mojego idola od jakiegoś czasu.. Robił sobie pierwsze zdjęcia.
- Lubisz go na serio, czy tylko chcesz się oderwać od rzeczywistości? - usłyszałam głos, który słyszałam również kilka sekund temu.
- Lubię, chociaż też jest to oderwanie od rzeczywistości. - powiedziałam i popatrzyłam, że dziewczyna, która stała przede mną właśnie miała robione zdjęcia z Bieberem. - Przepraszam, ale muszę iść. - dodałam i odeszłam w kierunku Justina.
Uśmiechnęłam się i podeszłam w kierunku chłopaka. Nie był uśmiechnięty, lecz raczej wyglądał na załamanego.. Załamanego, tym że ma zdjęcia z fanami? Przecież to chyba fajne, patrzeć ile osób Cię lubi. Gdy stanęłam obok niego i poczułam jego zapach perfum zorientowałam się, że Lewy używa takich samych.. Wzięłam głęboki oddech, napawając się tym zapachem. Po chwili jednak bez zastanowienie, powiedziałam :
- Uśmiechnij się, życie jest piękne, nie warto przejmować się przeszłością, ważne są chwile, które teraz są!
Justin popatrzył na mnie i uśmiechnął się, następnie spojrzał na moją flagę, którą miałam założoną tak jak pelerynę, mają superbohaterzy.
- Jesteś z Polski? Nie przypominam sobie takiej twarzyczki z koncertu. - powiedział uśmiechając się.
- Bo nie byłam na koncercie w Polsce. - powiedziałam robiąc smutną minę.
- I nie powinnaś być teraz tutaj lecz w Dortmundzie. - usłyszałam a po chwili byłam już odciągana na bok.
- Marco! - wykrzyczałam. - Po jaką cholerę się o mnie martwisz? Po co?! Powtarzam Ci, ze chcę zapomnieć o przeszłości i o całym jebanym Dortmundzie! Nie chcę pamiętać tego czasu, który tam spędziłam! Nie rozumiesz?! - wykrzyczałam po niemiecku cały czas patrząc na niego.
- A Ty nie rozumiesz, że Dortmund Cię potrzebuje? Nie rozumiesz, że wszyscy się o Ciebie martwią? Nie rozumiesz, że nie jesteś pępkiem świata?! - wykrzyczał.
- No to co tu kurwa robisz? - zapytałam i zaczęłam się śmiać.
- Wróć do Dortmundu.
- Po co? Żeby zobaczyć Lewego? Żeby widzieć jak zalicza panienki? Żeby zobaczyć co robi? Po co mi to? Po co?! - wykrzyczałam i wyszłam z areny.
Tak, miał być niezapomniany dzień, a przerodził się w prawie najgorszy dzień.
Łzy samoczynnie zaczęły spływać po moich policzkach, pomimo tego, że nie były w tej chwili potrzebne. Gdybym tutaj nie przyjeżdżała nie było by tej afery i wszyscy by o mnie zapomnieli. Po chwili zaczęłam szukać iPhona po kieszeniach i zorientowałam się, że go nie mam. Wstałam szybko i zaczęłam biec w stronę areny. Weszłam z powrotem i zaczęłam szukać, ale jak mam tutaj szukać telefonu.
- Tego szukasz? - zapytał Marco, który stał przede mną z moim iPhonem.
- Jezu! Prawie na zawał padłam! Głupi jesteś? - zapytałam.
- Nie, ale musiałem co zrobić, żebyś ze mną porozmawiała. Możemy normalnie porozmawiać? - zapytał.
- Ja cały czas normalnie rozmawiam.
- A więc dobrze to ja nienormalnie rozmawiam, ale teraz spróbuję mówić normalnie. A więc dlaczego nie chcesz wrócić do Dortmundu?
- Wiesz o co pokłóciłam się z Lewym?
- Tak historia została mi opowiedziana.
- No właśnie, teraz jak patrzę nawet na jego zdjęcie to nie wytrzymuje. Nie mogę sobie poradzić z myślami, że on mógł coś takiego robić.
- No dobra, to możesz wrócić, a Lewy o tym nie będzie wiedział. Jak byłaś w Polsce to też nie wiedział.. - powiedział i puścił mi oczko.
- Skąd wiesz, że byłam w Polsce? - zapytałam zdziwiona.
- Wiesz, zdjęcia z kina, fontanny, klubów w Warszawie są robione w tym czasie.
- Co jeszcze wiesz?
- Że będziesz na koncercie One Direction, że cały czas mieszkasz w domu taty, a nawet sam jego syn o tym nie wie, że o Twoim pobycie w Warszawie wiedzą tylko przyjaciółki, że nie odpisujesz Crisowi, Piszczkowi, Lewemu, Kubie, Wasylowi i jeszcze kilku, że piszesz z Ikerem, no i jeszcze sporo.
- Głupi jesteś, wiesz? - zapytałam uśmiechając się.
- Czyli wracasz do Dortmundu? - zapytał.
- Zastanowię się, teraz zapewne będziemy w kontakcie, wiec jakoś się zgadamy, ale Ty nic nikomu nie mówisz, że mnie spotkałeś, ok? Jak ktoś się dowie o mnie teraz, to nagle zaginę nie wiadomo gdzie. - powiedziałam i odebrałam od Marco telefon wchodząc na arenę. Koncert był dopiero w połowie, więc mogłam się bawić.
*Po koncercie*
Gdy wychodziłam z areny poczułam wibracje. Wyjęłam iPhona i zobaczyłam, że dzwoni Łukasz Piszczek.
- Dupek Marco. - powiedziałam głośno.
- Co znowu ja? - usłyszałam głos chłopaka.
- Jeszcze tu jesteś? Bo ja zaraz znikam. - powiedziałam.
- Nikomu przecież nie powiedziałem.. - powiedział Marco.
- A Łukasz?
- Jemu też nie! Nikomu, tak jak obiecałem! Myślisz, że rzucam słowa na wiatr?
- To czego w takim razie chce Piszczek?
- Mogę? - zapytał wyciągając rękę.
- No dobra. - powiedziałam dając mu iPhona.
Marco odebrał i włączył głośnik.
- Halo?- powiedział.
- Luiza! Nareszcie! - usłyszałam w telefonie.
- Nie, z tej strony jej chłopak. Luiza nie życzy sobie, żebyś do niej dzwonił, czy ktokolwiek z tej całej Borussii Dortmund, czy Reprezentacji Polski. Luiza zaczyna od początku życie, a wy za przeproszeniem wpierdalacie się w to, bez zaproszenia. - powiedział Marco cały czas na mnie patrząc.
- Reus? - usłyszałam Łukasza.
- Kurwa, myślałem, że się nie skapniesz. - powiedział Marco.
- Co Ty do cholery robisz z telefonem Luizy? I dlaczego przedstawiłeś się za jej chłopaka?
- Ja mu dałam telefon i nie, nie jest moim chłopakiem. - powiedziałam odbierając telefon.
- Luiza! Bogu dzięki!
- Nie wystarczy tylko mi podziękować, Marco się nazywam. - powiedział chłopak i zaczął się śmiać.
- Oj zamknij się Reus. Co wy w ogóle robicie razem i gdzie jesteście? - zapytał Łukasz.
- Jesteśmy.. - zaczął Marco.
- Jesteśmy daleko, spotkaliśmy się przypadkowo, a Ty nie pamiętasz tej rozmowy. - powiedziałam i rozłączyłam się.
Popatrzyłam na Marco i wybuchłam płaczem. Nie umiałam już dłużej powstrzymywać łez, chociaż płakałam tylko kilka godzin temu. Przytuliłam się do Marco, a następnie poczułam jak chłopak mnie podnosi, a potem wsadza do samochodu. Ruszyliśmy z miejsca, a po chwili już spałam.
A więc rozdział pojawił się już teraz, pisany jest tak na szybko, bo obiecałam, że będę dodawała w tym czasie, a jutro i w niedzielę nie będę miała czasu, więc zostaje tylko dzisiaj! Miejmy nadzieję, że zbytnio nie wyszedł najgorzej i że jakoś się to czyta! :D
Czekam na komentarze, które dają wielką motywacje! Oczywiście na te dobre, jak i złe! :*
Pozdrawiam! ♥
Cudowny rozdział :D
OdpowiedzUsuńCiekawe czy Luiza wróci do Dortmundu.
Czekam na kolejny ♥
http://nikt-nie-jest-ideaalny.blogspot.com/
Świetny Rozdział!
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa czy Luiza wróci do Dortmundu i do Lewego! A akcja z telefonem, Marco i dzwoniącym Piszczkiem była zawalista po prostu! hahaha, dobre to było, naprawdę!!
Buziaki kochana i zapraszam na (W KOŃCU!) nowość u mnie :) ŚCISKAM♥
http://zakochana-na-zaboj-w-robercie.blogspot.com/